sobota, 29 maja 2010

yerba ma... tę moc?

Przeprowadziłam się. Na chwilę. Dwa tygodnie w porywach do miesiąca.
Mieszkam z Olą i Justyną. Śmieję się, że dzięki nim wyjdę na ludzi, bo zaczynam jeść regularnie posiłki (i chyba przerzucę się na yerba mate) :D
Sesja nadciąga = dużo pracy, więc i ekspres do kawy nie stygnie.
Od dziś próbuję yerby - zobaczymy co będzie lepsze. Kawa na mnie nie działa tak jak kiedyś. Co nie znaczy, że rozstaniemy się na zawsze, bo od jej smaku jestem już chyba uzależniona. A yerba ponoć zdrowa - tak mówią.
Muzycznie też dziś raz.
Dobrego!

poniedziałek, 24 maja 2010

Wspomnienie z czwartkowego koncertu. I tu też - coś od siebie. Świetna sprawa. Festiwal robi się z roku na rok lepszy.

Deszczowo znowu. Nie zachęca mnie to do żadnych działań naukowych, a tu ich coraz więcej i coraz bliżej egzaminów. Więc wracam.



Dobrego popołudnia.

wtorek, 18 maja 2010

maj

Dawno mnie tu nie było. Wszystko spowodowane brakiem czasu i ogólnym zabieganiem.
I fajnie jest nie korzystać z internetu czasem :)
Od kilku dni chodzi za mną ballada majowa.
Jednak dzisiejszy widok jaki ukazał się mym oczom w drodze do pracy, z lekka tą majowość uspokoił.



Zajęcia dziś odwołane.
Po raz pierwszy od dawna: kubek gorącego mleka, ciepły koc i książka (: Dobry wieczór:)

Więc dobrego też Wam!

piątek, 7 maja 2010

***

***
Jerzy Liebert


Uczę się ciebie człowieku.

Powoli się uczę, powoli.

Od tego uczenia trudnego

Raduje się serce i boli.


O świcie nadzieją zakwita,

Pod wieczór niczemu nie wierzy,

Czy wątpi, czy ufa - jednako -

Do ciebie, człowieku, należy.


Uczę się ciebie i uczę

I wciąż cię jeszcze nie umiem -

Ale twe ranne wesele,

Twą troskę wieczorną rozumiem







I specjalne pozdrowienia dla Maniaka, który biegł dziś koło kina Kijów na światłach, co by zdążyć :D

wtorek, 4 maja 2010

Czasowstrzymywacz...

...ktoś ma? Mogę pożyczyć? Na chwilę.

środa, 28 kwietnia 2010

ćwiczenia wspomagające :D

Z dzisiejszych ćwiczeń wspomagających aparat mowy :D
Dużo przy tym śmichu było.
Polecam przeczytać sobie to na głos.
Kocham język polski i ćwiczenia z dykcji :D

-Naiwny nauczyciel licealny nieoczekiwanie zauważył nieostrożnego ucznia,
który nieumyślnie upadł na eukaliptus.

-Coala i boa automatyzują oazę instalując aerodynamiczny aeroplan.

-Paulin w Neapolu pouczył po angielsku zainteresowanego chudeusza,
co oznaczają rozmaite niuanse w mozaice.

-Euforia idioty zaaferowała jednoosobowe audytorium uosobionego intelektualisty.

-Pewien dżudok w walce dżudo posiniaczył czyjeś udo.

-Raz dywizja telewizji pomagała szukać wizji, a znalazłszy ją w Kirgizji, domagała się prowizji.

-Czyjeś jelita widzi elita - cóż to za efekt, ten brzuszny defekt!

-Zrozpaczona Żenia woła Grzesiu, głupcze, nie marszcz czoła.

-Wyindywidualizowaliśmy się z rozentuzjazmowanego tłumu, który entuzjastycznie oklaskiwał przeliteraturalizowaną i przekarykaturalizowaną sztukę.

-Masz waść maść?

-"Gra półsłówek": Poszedłem z kolegą do znajomika cukiernego, gdzie wypiliśmy czekolankę filiżady i zjedliśmy ciarę pasteczek. Wtem, z jatki wyskoczył rozbykany huk. Jednemu z nas rozmordał orę, drugiemu na nogał nadepte, właściciela tego zwierzego dzikięcia złaporcy dozali i zaprowadzili do cyrkularza komisarnego, gdzie mu pan Skóra dał w trepę i wkoził go do sadzy.

-W Strzemieszycach szczeka szczur.

-Kolorowy Karzeł kopnął Karola. Kulawy Karol kopnął Karła i kolorował Karła kolorem kopniaka. Karolina, która kochała Karola, kopnęła kolorowego Karła. Karzeł, kopnął kochającą Karola Karolinę. Karolina krępowała Karola, który kopnął kolorowego Karła. Kolorowy Karzeł, którego kopnęła Karolina kierował komunistycznym krajem karów. Komunistyczny kraj kolorował karłów kolorem krwawiącym. Karolina, która kopnęła Karła krwawiła. Krwawiąca Karolina kopnęła kolejno kulejącego Karola i Karła i kulejąc krwawiąco kochała kolosalnie kojąco Karola.


A tak w ogóle to dobrze było dziś zobaczyć ludzi dawno nie widzianych :)
Wyrażam chęć pozdrowienia w tym miejscu Kiśla, którego było spotkać dziś ogromnie radośnie!!!

I Maniaka, którego dawno nie widziałam!

A dla pani eM dedykacja!

Serdeczności!

poniedziałek, 26 kwietnia 2010

koncertowy poniedziałek

Bardzo lubię poniedziałki, zwłaszcza takie.
Rozpoczęłam ten tydzień muzycznie i podejrzewam,
że na tym jednym koncercie się nie skończy.
W ramach festiwalu "Starzy i Młodzi czyli Jazz w Krakowie",
do filharmonii zawitało trzech panów prosto z Francji, którzy zaproponowali mocną dawkę dobrego etno-jazzu.
To było piękne.
Potem dwa bisy i zabawna instrumentalna "przepychanka",
o to który z ma "ostatnie słowo".
To, co wyprawiali na scenie z muzyką, było nieprawdopodobne.

Jeden
Drugi
Trzeci

Dobrego! :D

środa, 21 kwietnia 2010

Kocham moje miasto nocą! Pusto i cicho. Taka przestrzeń na ulicach.
I do tego ta wiosna, która intensywnieje po zmroku.
Oszalałam od tych zapachów.
Bardzo polecam nocne, rowerowe zwiedzanie Krakowa.



Serdeczności!

czwartek, 15 kwietnia 2010

niech się dzieje co chce

Mam już dosyć mediów, ludzi w komunikacji miejskiej gadających o tym samym, nieustających dyskusji i rozważań o czymś na co i tak nie mamy wpływu.
Nich się dzieje co chce!

Przystanki tramwajowe (przynajmniej w centrum) mamy podmalowane i "odświeżone".
A panowie od zieleni miejskiej twardo podlewali wczoraj trawniki na plantach przy filharmonii :D (Zupełnie nie przeszkadzał im deszcz)
W takim tempie to może i ze trzy ronda do niedzieli powstaną.
Lubię Kraków, kocham Polskę, ale teraz wracam do nauki.
Dziś pan, za którym przepadam bardzo!


Dobrego wszystkim!

niedziela, 11 kwietnia 2010

"przeleciał ptak przepływa obłok
upada liść kiełkuje ślaz
i cisza jest na wysokościach
i dymi mgłą katyński las"

.

środa, 24 marca 2010

dzieci

Zaskakują mnie czasem dzieci i ich świeżość spojrzenia na świat.

Pięcioletnia córka przyjaciół, wdrapując się na moje kolana mówi:
- A ja wiem, dlaczego Pan Bóg stworzył człowieka!
- Dlaczego?
- No bo nie chciał być sam. Człowiek jest po to, żeby się z Panem Bogiem przyjaźnił i Go wielbił.
- No i dlatego Bóg został człowiekiem, no bo nie wiedział jak to jest nim być i musiał się dowiedzieć. Bo przyjaciele muszą się dobrze znać - dodał jej starszy o dwa lata brat.

Znajomy powiedział mi kiedyś, że dzieci są najbliżej największej teologii :)
Coś w tym jest.

Dobrego!

czwartek, 11 marca 2010

Palce w żurku, tylko dlatego że zrozumiałam, żeby "coś wylosować" zamiast "proszę spróbować".
Dzisiejsza powaga poszła się paść wraz z tramwajem, który uciekając sprzed nosa,
szydził - "nie zdążysz na zajęcia" i bezczelnie pokazał mi język.
Noc była krótka i może dlatego wszystko jakieś takie spowolnione.
Jednak w doborowym Towarzystwie zaraz nabrało tempa.
Dawno tak dobrze nie było zaczynać dnia.
Choć domagam się wiosny, aura ma mnie tam, gdzie dzisiejszy tramwaj. Trudno. Poczekam.
I tak wyjdzie na wiosnę!

A dziś ta pani, moja ulubiona z wielu.



Dobrego!

groźny środowy marcowy wieczór

Tak. Tak tak dzisiaj jest środa. Wprawdzie kończy się, ale jest to środa.
Ja nie wiedzieć czemu, przyszłam dziś na czwartkowe zajęcia, których no, niestety nie było.
Jak już dowiedziałam się, dlaczego, to przestało mnie to dziwić.
To chyba przez ostatnie wojaże i totalne przestawienie poczucia jakiejkolwiek czasoprzestrzeni. Nawet mój kalendarz nie pomaga.
Jest przydatny, ale pod warunkiem, że wiem gdzie i jak jestem.
Grzegorz mi przypomniał, za co jestem mu wdzięczna :)

Przez moment mój szpik w całości opanowany został przez gorący dreszcz emocji. Taka chwila grozy.
Podczas wieczornej drogi powrotnej do domu, byłam świadkiem skutecznego działania polskiej policji. Z serii bieg za złodziejem.
Najpierw jego nagły wyskok zza ogrodzenia kiosku - zaraz potem czuję się wyprzedzana przez owego złodzieja, a za nim z prędkością niemalże światła dwóch zacnych panów policjantów.
Radiowozy przyjechały, a trzask zakładanych kajdanek i krzyki sugerowały, że akcja udana.

I chciałabym wyrazić mój sprzeciw i bunt na to, co dzieje się na zewnątrz
(na polu - dla małopolski, na dworze - dla reszty)
Bo jest zimno. To mi na wiosnę wcale jeszcze nie wygląda.
Jedynie drące się koty sugerują, że to już marzec.
Składam protest i apeluję o więcej słońca i mniej wiatru!!!!

A M. mi dziś powiedziała, że jeszcze operuje kalendarzem na 2009 rok.
To może z moją czasoprzestrzenią nie jest jeszcze tak źle?

czwartek, 4 marca 2010

Zima wykonuje jakieś ruchy pozorowane, że odchodzi. Szarpie się.
Konsekwentnie doprowadzając ludzi do stanu chorobowego.
Przez kalejdoskop pogodowy od wtorku w moim menu królują:
miód, cytryna, sok malinowy, czosnek i syrop z cebuli.
Czuję, iż walkę wygrywam!

I tak strrrrasznie już chcę wiosny!!!!





Dobrego!

sobota, 27 lutego 2010

Wiosna wiosna

Ta piosenka mówi sama za siebie.

Dobrego wieczoru (:

piątek, 26 lutego 2010

Wczorajszy czwartek okazał się być wyjątkowym piątkiem.
Takie wyznanie usłyszałam w autobusie. Coś w tym jest.
Od środy mam permanentne poczucie, że wciąż trwa wtorek.
A tu tydzień się kończy.

Weekendowe wspomnienia


















Dobrego dnia! (:

środa, 24 lutego 2010

spontanicznie

Ano tak mi się spontanicznie dość wyjechało odwiedzić Warszawę. Stolicę naszą piękną.
Z tą pięknością trochę przesadziłam, ale fakt - to miasto jest olbrzymie.
Łatwo w takim o anonimowość i poczucie pewnej wolności
(i zależności od komunikacji miejskiej, dla której ode mnie duży plus :)
Uwielbiam tak "zwiedzać" - nie znając miasta. Mapa w łapę i w drogę.
To była szalona wizyta. I pociągami lubię jeździć!
A przez Martę, ostatnimi dniami rozbrzmiewa owy soundtrack :D

czwartek, 18 lutego 2010

odwilż

Oficjalnie mogę powiedzieć, że przeprowadzka zakończona sukcesem.
Tu gdzie teraz, jest przytulnie, domowo i dobrze.
Właśnie towarzyszy mi 3letni Antek, który niedawno nauczył się mówić i robi to teraz bez ustanku.
Przestał już powtarzać wszystko co usłyszy. Teraz tworzy własne historie i wersje wydarzeń, których oboje jesteśmy świadkami.
Taki mały człowiek, ze swoim patrzeniem na świat :)

Środa rozpoczęła się miłym akcentem śniadaniowo - spotkaniowym.
Potem były same spotkania (: i znów dworzec i przywitania i rozmowy.

A dziś nie mogłam rano wstać. Nawet to piękne słońce, które zagościło na moment - nie motywowało.
Cudem uszłam z życiem - w trakcie akcji "odśnieżamy dachy domów naszych".
Kamienica którą mijałam, najwyraźniej postanowiła sama się odśnieżyć.
Była łaskawa poinformować mnie o tym w ostatniej chwili.
Jakieś pół kroku wprzód, a byłabym śniegowym bałwankiem z soplem w głowie (i to takim, porządnych rozmiarów)
Dlatego od teraz chodzę ulicami (ku ogromnej radości kierowców)
Pociesza widok tłumów, które robią to samo.
Chodzić się nie da, bo to co było na dachu elegancko pokrywa chodniki i wracając z zajęć, dwa metry przede mną pani studentka wywinęła pokaźnego "orła".
Przy okazji tej wspaniałej odwilży, na chodnikach wystawiane są wszelkiej maści przedmioty, które ostrzegają przechodniów o czyhającym nań niebezpieczeństwie.
Mam taką małą listę tego, co napotkałam przemierzając krakowskie przestrzenie.
Miotły, kije, połamane (albo i nie) krzesła - wydają się być standardem.
Zaskoczyło mnie na przykład, jak można wykorzystać choinki po świętach :)
Bo i choinki, przynajmniej ze trzy na mojej ulicy stoją.
Fragment ramy rowerowej, opony, stelaż z deski do prasowania, drabina, stare drzwi, wieszak, stara narta, rury i kije od szczotek.
Najbardziej zaskoczył mnie nocnik. Stary metalowy, z wizerunkiem kaczki,
która chyba była kiedyś żółta. Do jego ucha przywiązana biało - czerwona taśma odgradzająca zagrożony teren, od reszty chodnika.
A sam on, umieszczony na słupie śniegu.

Teraz trzeba przystąpić do działań organizacyjno - naukowych.
I pakować się. Bo jutro cały dzień załatwiań a wieczorem odjazd.

Grają
1
2
3

Dobrego popołudnia!

niedziela, 14 lutego 2010

after moving

Niby po, a jednak jeszcze w trakcie.
Dopiero przy przeprowadzce człowiek jest w stanie zobaczyć ile rzeczy gromadzi, a z ilu nie korzysta.
Odczuwam ostatnio pewną łatwość w pozbywaniu się posiadanych przedmiotów.

Trzy dni wstecz były bardzo intensywne.
Jak zawsze u mnie wszystko na raz.
Ale ja chyba inaczej nie czuję że żyje :P
Trwający jeszcze, ostatni etap przeprowadzki przeplatany warsztatami muzycznymi, które były pięknym doświadczeniem.
Poprzedni tydzień to goście, przenoszenia, pakowania,
naleśniki w wykonaniu Ewy zjedzone z pomocą Szczepana i pana A.
Podróże, pociągi, dworzec, krakowska komunikacja miejska, telefony, rozmowy
i muzyka.
Dużo muzyki!
Dotarła do mnie przesyłka - prezent.
Prawie 30 płyt z historią jazzu!
I jak tu się nie uzależniać od muzyki??

Tu panowie, których słuchać przestać nie mogę!



piątek, 5 lutego 2010

koniec dziesiątki

Dzisiejsza pogoda i moment, w którym o mały włos spadające z dachu kamienicy grudy śniegu z lodem, nie pozbawiły by mnie życia, wyśmienicie zapowiadają wiosnę.
Znaczy, że idzie odwilż, a ja niczego tak bardzo nie pragnę jak wiosny.
Mam nadzieję, że mrozów już nie doświadczymy. Apeluję o więcej słońca!

Lubię jeździć tramwajami. Od dziś najbardziej chyba dziesiątką i w dodatku na jej końcu :)
W tym miejscu pragnę pozdrowić Martę i szczególnie pana, który jechał tym samym tramwajem co my i prowadził na prawdę interesującą konwersację telefoniczną...
Na tyle głośno i stanowczo, że nie dało się tego nie słyszeć.

Dostałam spóźniony urodzinowy prezent - książkę.
Wiele książek dostałam, ale ta teraz jest wyjątkowa.
Spotkało mnie niesłychane zaskoczenie, w momencie kiedy ją otrzymałam...

W perspektywie najbliższego miesiąca, szykuje się przeprowadzka.
Trzeba będzie sprytnie spakować cały "dobytek", przetransportować i wykonać wszystkie czynności "przeprowadzające".
Zobaczymy jak będzie to wyglądać, bo może być na prawdę ciekawie :)

Wracam do sortowania zdjęć i porządkowania zawartości mojego komputera.
Gra pan Nat King Cole. Lubię :)
raz
dwa


Dobrego wieczoru!

sobota, 30 stycznia 2010

last day

Czasem bywa tak, że ma się kogoś serdecznie dosyć, że kogoś się po prostu nie lubi.
Czy Pan Bóg nie ma nas czasem dosyć? Ogółu albo jakiejś jednostki tylko?
Myślę - nie, przecież jest Bogiem. Chyba nie może mieć nas dość.
Ciągle nas stwarza - to chyba o czymś świadczy.
Taka myśl dyskretnie przebiega przez głowę.

Dwa ostatnie dni spędziłam na czynności, której od wieków nie wykonywałam.
Przez kontakt wzrokowo - dotykowy, mój canon znów wrócił do łask.
Urocze "sesyjki" w fantastycznym towarzystwie.
I pogoda dopisała. Radości dużo przy tym (:
Efekty niebawem.

Zastanawiam się, kiedy ten styczeń przeszedł.
Szybkim krokiem raczej bo już się kończy. Gwałtownie.
Cieszy, że mrozów od kilku dni nie ma. Ale mówią, że wrócą. Od poniedziałku.
Jutro będzie książka, kakao, my mobile phone - turn off i święty spokój!
I niedzielne czekanie na luty. Dzielnie, bo trza dzielnie do przodu!

Ostatnimi dniami gra ta pani (a dziś w duecie z tym panem) Uwielbiam!

Wieczornie pozdrawiam.

wtorek, 26 stycznia 2010

żółty rower

Czasami dobrze jest "wstać skoro świt". To nic, że termometr drogowy pokazywał -17 stopni. Do wszystkiego można się przyzwyczaić. Nawet do mrozu.
Po całonocnym spotkaniu "po latach", mój świtem powrót do domu, zaowocował pewnym drobnym, odkryciem.
Odkąd mieszkam tu, w niedalekim sąsiedztwie, trwa sobie przypięty do znaku żółty rower. Cały żółty. Tak żółty, jak nigdy jeszcze nie widziałam.
Na tyle jest, że zwraca uwagę. Przynajmniej moją.
I raz kiedyś pomyślałam, kto jeździ takim rowerem.
Albo, kto raczej nie jeździ, gdyż zawsze stał przy tym samym znaku i zawsze zapięty w ten sam sposób.
Potem już stał się oczywistym elementem otoczenia. Przyzwyczaiłam się.
Dzisiejszym, bardzo wczesnym rankiem, ulica cicha, nikogo o tej porze nie spodziewam się spotkać.
Nagle widzę, że przy żółtym rowerze, ktoś coś majstruje.
Dopiero po chwili doszło do mnie, że to jego właściciel. Przyjechał.
Nie wiem skąd, podejrzewam jak :P Zaskoczyło mnie to znienacka.
Taka drobnostka. A staram się ostatnimi czasy, próbować dostrzegać i cieszyć małymi rzeczami.
Nawet tymi najbardziej, wydawałoby się nie istotnymi.
Trudne, ale "otwiera oczy" :)



Dobrego dnia!

piątek, 22 stycznia 2010

hu hu ha

Zimno!! Ale za to ile dziś było niespodzianek, rozgrzewających dosłownie!! :)
Najwięcej radości jednak, sprawiło mi spotkanie z Maniakiem i zakup kinder niespodzianek. Z czego ja mam sikającego słonia, a Maniak pojemnik na naklejki, z bardzo dziwnie wyglądającym misiem(?)
I wieczorne przedurodziny Waldiego :)Bardzo miło!
Jutrzejsza sobota zapowiada się wystrzałowo, wybuchowo i intensywnie :)
Dobrego wieczoru!

tego pana lubię słuchać czasem też.

poniedziałek, 18 stycznia 2010

zacny poniedziałek

No, nie wiem o co chodzi, ale jest zacnie.
Od rana to słowo mi towarzyszy.
Najpierw pani w sklepie, potem pani u której co poniedziałek z owymi zakupami się zjawiam, potem pan w autobusie zwrócił się tak do młodzieńca, który ustąpił mu miejsca.
Zacnie!

la lalala

niedziela, 17 stycznia 2010

notatki z podróży

Czwartek, godzina 2.30, RDA Kraków,

Sympatyczny pan kierowca busa, przez całą drogę na lotnisko, w zabawnie wysuwanym z dachu maleńkim DVD. serwował nam western. Jechaliśmy przez "odległe od cywilizacji drogi". Muzyka z filmu, wypełniająca przestrzeń tych kilku metrów sześciennych i widok za oknem, a właściwie jego totalny brak, wzbudziły we mnie poczucie grozy. O 4.05 dojechaliśmy pod sam terminal lotniska.
Wchodzę, patrzę, prawie pusto. Mając jeszcze godzinę do odprawy, siadłam i postanowiłam przeczekać. Po prostu. Nie przypominam sobie sytuacji, kiedy ostatnio siedziałam i patrzyłam się przed siebie. (O tej porze, nie śpiąc od prawie 24 godzin, nie trudno jest podjąć taka decyzję:) Różne myśli mi się wtedy nasuwały, jednak - podziwianie pomysłowości projektanta i przyglądanie się pracy zespołowej pań sprzątających oraz panów strażników, przyspieszyły czas.

Lubię ludzi. Każdy inny, ale w różnych sytuacjach zachowujemy się podobnie.
Kontrola, prawie każdy z lekka przerażony. Może dlatego, że przed sprawdzaniem naszego lotu, zatrzymano jakiegoś pana, który chyba chciał gdzieś uciec.
Taka mała akcja, umundurowanych panów z bronią.

Uwielbiam latać. Nocą zdarzyło mi się pierwszy raz (właściwie świtem). Niesamowite.
To nic że nad Polską chmury. Ponad nimi, taki wschód słońca, jakiego w życiu nie widziałam. Cudowny obłęd!

Poranny Mediolan też robi wrażenie. Lądujemy. Tata już na mnie czekał. Szybko dotarliśmy do domu. Świat po drodze jest piękny.
Południem, poznałam niedawno narodzonego siostrzeńca mego, który jest tak mały, piękny, nowy i bezradny zarazem, że nie mogę wyjść z podziwu, iż każdy z nas kiedyś taki był.
Oczywiście, aby tradycji stało się zadość udaliśmy się na najprawdziwszą kawę i najprawdziwszą pizzę. Za to między innymi Italię uwielbiam!

Piątek, dom, przedszkole i stare miasto.

Moja 5letnia siostrzenica jest najcudowniejszym pięciolatkiem na świecie! Przyszłam po nią do przedszkola,
zostałam przedstawiona jako „amata zia” i dostałam laurkę.
A do przedszkola to czasem bym chciała wrócić ;)
Potem stare miasto, mury, dookoła góry i jakieś trzy średniowieczne zamki, które jeden po drugim, rozświetliły świąteczne jeszcze dekoracje.

Sobota, akcje, zakupy, stare miasto w mieście obok, spacery, szaleństwo, zabawy w księżniczki i smoki, Sindbada, Calineczkę i wszystkie bajki, na które teraz jest „faza” :)

Niedziela, 4.00 pobudka, szybka kawa i wyruszamy, bo odlot.
Nad Mediolanem chmury, ale potem to słońce, góry, które wydawały się być na wyciągnięcie ręki, samolot, który nas wyprzedził :D i w końcu zasypany Kraków.
Z góry planty, błonia, czy elektrociepłownia, wydają się być jak maleńka makieta. Osiedla bloków, dworzec kolejowy, drogi, samochody, ludzie. Inna perspektywa :)

Czasem dobrze jest zmienić perspektywę :)

poniedziałek, 11 stycznia 2010

Aaaawaria wody

Awarię wody mam i nie zapowiada się, żeby szybko naprawili, bo jakiś mieszkaniec mojej ulicy, zaparkował samochód, właśnie w miejscu awarii, patrząc na lewo od mojego okna.
Takiej kałuży to ja jeszcze nie widziałam... może zamarznie szybko i będzie można na łyżwach pojeździć :) Ale panowie naprawiacze i fachowcy już dzielnie walczą.
Możliwe głębokie naczynia zostały napełnione. I myślę, jak ważna jest woda i jak się docenia "coś" kiedy może tego czegoś zabraknąć...
Czas "naukowy" zapowiada się całkiem ciekawie :) Ale zanim na dobre zaczniemy - będzie trochę podróżowań :)

Chyba wracam do zdrowia, gorączka się mnie już na te mrozy nie trzyma, za to dzisiejsze zajęcia były absolutne i fantastyczne! I znowu nieoczekiwane spotkania i radość i pani w autobusie 152! :D
Z racji całkowicie niespodziewanego spotkania z Martą i "absurdalnej fazy" - pozdrawiam
Martę i Czerwonego Kapturka, który ma zawsze, wszędzie daleko.
Białą księżniczkę przy białym fortepianie i Pana z telefonu!!

lalala...

Dobrego wieczoru!!

sobota, 9 stycznia 2010

Nie lubię być chora. Wszystkie plany zostały pozmieniane. A może i dobrze.
Lodowiska z Agą mi wczorajszego, niedoszłego żal, bo jak widzę co za oknem... ale wierzę, że przyjdą jeszcze taakie mrozy :D
W ogóle, wczoraj czekałam w kolejce do lekarza, straszliwie długo.
Zawsze, kiedy czekam, to książka i "nie ma mnie", a czas szybciej leci.
Ale wczoraj, mimo moich usilnych starań, nie mogłam się skupić na czytaniu.
Co jakiś czas - kłótnie. Żeby tylko między czekającymi.
Zaczęło być groźnie, kiedy do akcji weszła jedna pani doktor...
A potem znowu cisza i kątem oka obserwowałam innych czekających.
Zaskoczyło mnie, ile można robić rzeczy, siedząc w kolejce. Lubię ludzi!
Dziś grają.

czwartek, 7 stycznia 2010

ludzie listy piszą

Dostałam list. Takie miłe uczucie, trzymać w ręku coś, co ktoś dla mnie napisał.
Cały wczorajszy proces otwierania i wyciągania, zapisanych drobnym maczkiem kartek papieru, przypomniał mi gimnazjum, kiedy z moją przyjaciółką pisałyśmy do siebie co tydzień.
Strasznie dawno nie dostałam i nie pisałam listów.
Teraz wszystko przez e-mail, wiadomo, szybciej i w ogóle.
A taki list, trzeba napisać, tak ręcznie ;)
To "coś"bardziej żywego, niż wystukiwanie plastikowych literek.
Zatem postanawiam, że wracam do pisania listów :)

Powiało wspomnieniami.
Znów zdjęcia.
Na myśl o wyjściu z domu, aż chce się tam wrócić.
Lipiec 2009 - Korcula Expedition :)


Sielana była.

To i "sielana" do posłuchania :)

wtorek, 5 stycznia 2010

wtorek

Ot wtorek. Niby nic, a jednak wyjątkowy dzień. Choćby ze względu na przypadkowo napotkane osoby, których wieki nie widziałam. Dużo radości.
I Manaiakalna się do radości wieczornych przyczyniła :) Więc serdecznie pozdrawiam :D

I dwa kawałki filmowej muzyki, jednego z moich ulubionych


niedziela, 3 stycznia 2010

powroty

Kolędowanie było. Pięknie! Lubię kolędy. I uroczo było patrzeć na wszystkich śpiewających :)
Dużo radości. Ogrom :) Dziękuję!!

Czas wracać do tego, co zostawione przed "przerwą świąteczną".
Koniec nocnych seansów dr. House`a. Co nie oznacza, że zupełnie się rozstajemy. Po prostu zmienimy godziny dyżurowania.
Przeglądałam dziś zawartość mojego dysku ze zdjęciami. Folder "Anglia" przywołał wiele wspomnień i tak mi się zatęskniło troszkę. Aż bym chciała, na chwilę wrócić :)


Muzycznie towarzyszyła mi wówczas, min. ta pani



Pozdrowienia wieczorno - niedzielne :)

piątek, 1 stycznia 2010

after House party...

Aaaaaa! Coś mnie dziś nadmiar energii roznosi. Od rana. Właściwie odkąd wstałam, czyli od około 14.00. Szampański Sylwester był... w housie z House`m i z Panią eM rzecz jasna. Tylko około 3 nad ranem, ktoś strasznie upierdliwie dzwonił do mieszkania domofonem. Po sąsiadach też, bo słychać było. W końcu przestał.
No to mamy 2010 i dziwnie się pisze dziesiątkę tylko.
A że Pani eM, ma dziś swoje urodziny, to zamieszczam dla niej specjalnie życzenia urodzinowe największe i najlepsze. O! :)
I w ogóle mam ostatnio "fazę" na dr. Housea, po prostu zachwyca!!

A propos jeszcze, nowego roku, ewentualnie jakiś tam w związku z tym postanowień, czy coś. To w końcu się wzięłam i zaczęłam, coś, co w planach zrobić miałam już dawno, ale zawsze "coś innego" wyskakiwało po drodze. A to trzeba wtedy siąść i po prostu zrobić! I że czas pozwolił, to zaczęłam. Co wyjdzie, jak wyjdzie - zobaczymy.

Pozdrawiam wszystkich noworocznie!