wtorek, 26 stycznia 2010

żółty rower

Czasami dobrze jest "wstać skoro świt". To nic, że termometr drogowy pokazywał -17 stopni. Do wszystkiego można się przyzwyczaić. Nawet do mrozu.
Po całonocnym spotkaniu "po latach", mój świtem powrót do domu, zaowocował pewnym drobnym, odkryciem.
Odkąd mieszkam tu, w niedalekim sąsiedztwie, trwa sobie przypięty do znaku żółty rower. Cały żółty. Tak żółty, jak nigdy jeszcze nie widziałam.
Na tyle jest, że zwraca uwagę. Przynajmniej moją.
I raz kiedyś pomyślałam, kto jeździ takim rowerem.
Albo, kto raczej nie jeździ, gdyż zawsze stał przy tym samym znaku i zawsze zapięty w ten sam sposób.
Potem już stał się oczywistym elementem otoczenia. Przyzwyczaiłam się.
Dzisiejszym, bardzo wczesnym rankiem, ulica cicha, nikogo o tej porze nie spodziewam się spotkać.
Nagle widzę, że przy żółtym rowerze, ktoś coś majstruje.
Dopiero po chwili doszło do mnie, że to jego właściciel. Przyjechał.
Nie wiem skąd, podejrzewam jak :P Zaskoczyło mnie to znienacka.
Taka drobnostka. A staram się ostatnimi czasy, próbować dostrzegać i cieszyć małymi rzeczami.
Nawet tymi najbardziej, wydawałoby się nie istotnymi.
Trudne, ale "otwiera oczy" :)



Dobrego dnia!

3 komentarze:

  1. Żółty rower :) ładnie. A to na pewno nie majtrował przy tym rowerze jego nowy właściciel? ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. to jeszcze powodzenia dzisiaj i śpiewaj pięknie jak zawsze :*

    OdpowiedzUsuń
  3. :) a dzisiejszą nocą ma być minus 26. śpiewaj, śpiewaj ładnie. nawet o żółtym rowerze.

    OdpowiedzUsuń